Roman Honet
łuna
łuna
tej nocy bicie dzwonów w radio,
godziny nagle półżałobne. tej nocy nikt
nie powie – byłeś mi potrzebny. nikt
nigdy tak nie powie. wobec braku
powstają domy, opada smuga za odrzutowcem
unoszącym podróżnych za kolejny ocean,
lekko i wstrzemięźliwie jak garść
ceramicznych pszczół. wobec braku – zbioru nauk ścisłych
o rozpadzie ciała – ten blask kościołów w granacie witraży,
ta cuchnąca szpitalna łuna. daleko można wędrować
i się nie przebudzić. daleko.
dlatego śniący mówią o zatopionych
we mgle kolorach, opowiadają
o łodziach mknących pod wiatr,
gdy sen minie, pytają – co to
mogło być? pustka – drży w odpowiedzi szept tych,
którzy wiedzą – to pustka