Tomasz Ososiński
Translator
on Lyrikline: 3 poems translated
from: alemão to: polaco
Original
Translation
der westen
alemão | Jan Wagner
der fluß denkt in fischen. was war es also,
das sergeant henley ihm als erster
entriß, die augen gelb und starr, die barteln
zwei schürhaken ums aschengraue maul,
das selbst die hunde winseln ließ?
die stromschnellen und ihre tobende
grammatik, der wir richtung quelle folgen.
die dunstgebirge in der ferne,
die ebenen aus gras und ab und zu
ein eingeborener, der amüsiert
zu uns herüberschaut und dann
im wald verschwindet: all das tragen wir
in adams alte karte ein, benennen
arten und taten. fieber in den muskeln
und über wochen die diät aus wurzeln
und gottvertrauen. unterm hemd die zecken
wie abstecknadeln auf der haut: so nimmt
die wildnis maß an uns.
seltsames gefühl: die grenze
zu sein, der punkt, an dem es endet und
beginnt. am feuer nachts kreist unser blut
in wolken von moskitos über uns,
während wir mit harten gräten
die felle aneinander nähen, schuhe
für unser ziel und decken für die träume.
voraus das unberührte, hinter uns
die schwärmenden siedler, ihre charta
aus zäunen und gattern; hinter uns
die planwagen der händler,
die großen städte, voller lärm und zukunft.
from: Selbstporträt mit Bienenschwarm. Ausgewählte Gedichte 2001- 2015
Berlin: Hanser Berlin, 2016
Audio production: Literaturwerkstatt Berlin 2010
zachód
polaco
myśli rzeki to ryby. więc co to było,
co jako pierwszy wyrwał jej
sergeant henley, co miało żółte wytrzeszczone oczy,
a wąsy jak pogrzebacze wokół szarej jak popiół gęby,
na widok której nawet psy skamlały?
wiry i ich szalona
gramatyka, za którą podążamy w stronę źródła.
w oddali mgliste góry,
równiny z trawy, czasem się pojawi
jakiś tubylec, który z rozbawieniem
przyjrzy się nam i zniknie
w lesie: a wszystko nanosimy
na starą mapę adama, nazywamy
gatunki i czyny. w mięśniach tkwi gorączka
i tygodniami na diecie z korzonków
i wiary w boga. pod koszulą kleszcze
jak szpilki wbite w skórę: to właśnie dzika natura
bierze z nas miarę.
dziwne uczucie: być
granicą, punktem, który jest i końcem
i początkiem. przy ogniu nocą nasza krew
w komarów chmurach krąży ponad nami,
my zaś za pomocą twardych ości
zszywamy skóry robiąc buty,
by dojść do celu, oraz kołdry do snu.
przed nami nietknięte tereny, za nami
roje osadników, ich karta
z płotów i krat; za nami
wozy handlarzy,
wielkie miasta, pełne hałasu i przyszłości.
quittenpastete
alemão | Jan Wagner
wenn sie der oktober ins astwerk hängte,
ausgebeulte lampions, war es zeit: wir
pflückten quitten, wuchteten körbeweise
gelb in die küche
unters wasser. apfel und birne reiften
ihrem namen zu, einer schlichten süße -
anders als die quitte an ihrem baum im
hintersten winkel
meines alphabets, im latein des gartens,
hart und fremd in ihrem arom. wir schnitten,
viertelten, entkernten das fleisch (vier große
hände, zwei kleine),
schemenhaft im dampf des entsafters, gaben
zucker, hitze, mühe zu etwas, das sich
roh dem mund versagte. wer konnte, wollte
quitten begreifen,
ihr gelee, in bauchigen gläsern für die
dunklen tage in den regalen aufge-
reiht, in einem keller von tagen, wo sie
leuchteten, leuchten.
from: Selbstporträt mit Bienenschwarm. Ausgewählte Gedichte 2001- 2015
München: Hanser Berlin, 2016
Audio production: Literaturwerkstatt Berlin 2010
pasztecik z pigwy
polaco
gdy październik powiesił je w gałęziach,
te wypchane lampiony, nadszedł czas:
rwaliśmy pigwy, nieśliśmy je w koszach
żółte pod wodę
w kuchni. gruszki i jabłka dojrzewały
do swej nazwy, do swej słodyczy prostej –
pigwa zaś inaczej zupełnie wzrasta
w kącie najdalszym
mego alfabetu, w łacinie sadu,
twardy jakiś, obcy ma smak. cięliśmy
ćwiartowali, pruli miąższ (cztery wielkie
ręce, dwie małe),
gładko w parze sokowirówki, dali
cukru, ciepła, trudu do czegoś, co się
ustom brać nie dało. kto mógł, ten
pojąć chciał pigwy,
galaretkę, w słojach pękatych, na dni
ciemne, na regałach pod sznur pousta-
wiane, w dni piwnicy, gdzie jak świeciły
jasno, tak świecą.
botanischer garten
alemão | Jan Wagner
dabei, die worte an dich abzuwägen -
die paare schweigend auf geharkten wegen,
die beete laubbedeckt, die bäume kahl,
der zäune blüten schmiedeeisern kühl,
das licht aristokratisch fahl wie wachs -
sah ich am hügel gläsern das gewächs-
haus, seine weißen rippen, fin de siècle,
und dachte prompt an jene walskelette,
für die man sich als kind den hals verdrehte
in den museen, an unsichtbaren drähten,
daß sie zu schweben schienen, aufgehängt,
an jene ungetüme, zugeschwemmt
aus urzeittiefen einem küstenstrich,
erstickt an ihrem eigenen gewicht.
from: Selbstporträt mit Bienenschwarm. Ausgewählte Gedichte 2001- 2015
München: Hanser Berlin, 2016
Audio production: Literaturwerkstatt Berlin 2010
ogród botaniczny
polaco
gdy rozmyślałem, co ci odrzec mogę –
a pary milcząc szły po czystych drogach,
na grządkach liście, drzewa były gołe,
na płotach kwiaty jak żelazo chłodne,
jak wosk szlachetnie światło wypłowiałe –
dostrzegłem nagle na pagórku białe
cieplarni szklanej żebra, fin de siècle,
i pomyślałem o tych wielorybów
szkieletach, które kiedyś jako malce
w muzeach widzieliśmy szybujące,
na niewidocznych drutach zawieszone,
o tych olbrzymach z głębi pradziejowej
zniesionych na piaszczysty brzeg przez fale,
zduszonych swoich własnych ciał ciężarem.