Mariusz Grzebalski
Cała ta reszta
Wyszła z kościoła tak dziwnie uśmiechnięta,
jakby nie wierzyła w to, co się stało.
Minęło tyle czasu, często o tym myślałem,
ale nic, żadnych wniosków.
Kiedy skończyło się nabożeństwo, kwiaty i cała ta reszta,
wsiadłem do auta i jechałem za nimi jak łaps.
W końcu dałem spokój i skręciłem w swoją stronę.
Wtedy do mnie dotarło –
jakiś czas wcześniej dała mi
własnoręcznie wykonane zawiadomienie o ślubie.
Robiło wrażenie, naprawdę się postarała.
Tamtego dnia kochaliśmy się –
długo, dokładnie, jakbyśmy się w sobie szukali.