Marzanna Bogumiła Kielar
Telefon
paliłeś suche gałęzie w ognisku, i chwasty –
słyszałam szelest ognia w słuchawce, twój gwizd, gdy psy
znowu dobrały się do kretowisk, tam, gdzie wczoraj
wybieraliśmy śliwki z wybujałej trawy;
robił się wieczór – wiatr wdmuchiwał oddech
w jego szczenięcy pysk.
Lepkie węgierki – jedliśmy je na kolację;
przeglądałam książkę o wodnych ogrodach, fotografie
błotnych roślin – chciałam zapamiętać ich nazwy: knieć,
turzyce, rdestnica pływająca –
gdy nagle powiedziałeś: „chciałbym umrzeć
przed tobą”.
W twoim domu na wsi, wczoraj, patrzyłam jak zasypiasz
czytając – sen jak fala spływowa
obszywał wiosło ciała.
Wyjęłam ci książkę z rąk, zgasiłam światło.
Żebro nocy
świeciło w gałęziach