Tomasz Ososiński
polaco
quittenpastete
wenn sie der oktober ins astwerk hängte,
ausgebeulte lampions, war es zeit: wir
pflückten quitten, wuchteten körbeweise
gelb in die küche
unters wasser. apfel und birne reiften
ihrem namen zu, einer schlichten süße -
anders als die quitte an ihrem baum im
hintersten winkel
meines alphabets, im latein des gartens,
hart und fremd in ihrem arom. wir schnitten,
viertelten, entkernten das fleisch (vier große
hände, zwei kleine),
schemenhaft im dampf des entsafters, gaben
zucker, hitze, mühe zu etwas, das sich
roh dem mund versagte. wer konnte, wollte
quitten begreifen,
ihr gelee, in bauchigen gläsern für die
dunklen tage in den regalen aufge-
reiht, in einem keller von tagen, wo sie
leuchteten, leuchten.
De: Selbstporträt mit Bienenschwarm. Ausgewählte Gedichte 2001- 2015
München: Hanser Berlin, 2016
Producción de Audio: Literaturwerkstatt Berlin 2010
pasztecik z pigwy
gdy październik powiesił je w gałęziach,
te wypchane lampiony, nadszedł czas:
rwaliśmy pigwy, nieśliśmy je w koszach
żółte pod wodę
w kuchni. gruszki i jabłka dojrzewały
do swej nazwy, do swej słodyczy prostej –
pigwa zaś inaczej zupełnie wzrasta
w kącie najdalszym
mego alfabetu, w łacinie sadu,
twardy jakiś, obcy ma smak. cięliśmy
ćwiartowali, pruli miąższ (cztery wielkie
ręce, dwie małe),
gładko w parze sokowirówki, dali
cukru, ciepła, trudu do czegoś, co się
ustom brać nie dało. kto mógł, ten
pojąć chciał pigwy,
galaretkę, w słojach pękatych, na dni
ciemne, na regałach pod sznur pousta-
wiane, w dni piwnicy, gdzie jak świeciły
jasno, tak świecą.