Kawa i tytoń

Kiedy zacząłem pisać, nie wiedziałem jeszcze,
co ze mnie zrobią wiersze, że się przez nie stanę
jakimś dziwnym upiorem, wiecznie niewyspanym,
o przezroczystej skórze, chodzącym po mieście

jakby lekko naćpany, kładącym najwcześniej
się razem z wściekłym brzaskiem, i jeszcze nad ranem
łażącym po znajomych, zupełnie spłukany,
jak jakaś menda, insekt, przywołany we śnie

kawałkiem gołej skóry, czy może westchnieniem.
I nawet nie wiedziałem, w co mnie wreszcie zmienią
te durne wiersze, skarbie, i że to ty właśnie
przywołasz mnie do życia i że dzięki tobie

tylko będę widzialny, z tobą się położę
i odczekam tę chwilę, dopóki nie zaśniesz.

© Tomasz Różycki
From: Kolonie
Wydawnictwo Znak, 2006
Audio production: Literaturwerkstatt Berlin, 2013

KAFFEE UND TABAK

Als ich zu schreiben anfing, wußte ich noch nicht,
wozu die Gedichte mich machen, wie sie mich strafen,
in ein Gespenst mich verwandeln, ewig unausgeschlafen,
mit pergamentener Haut, in einen torkelnden Wicht,

der durch die Stadt streicht und sich nicht eher
als beim Morgengrauen ins Bett legt, zuvor aber
noch überall klingelt, Bekannte abklappert,
ein armseliger Lump, ein Insekt, im Schlaf geködert

von einem Seufzer, einem Stück nackter Haut.
Und ich wußte nicht, mein Schatz, was überhaupt
diese blöden Gedichte mit mir machen, mir war nicht bekannt,
daß gerade du mich zum Leben erweckst und ich sichtbar bin

allein wegen dir, gemeinsam mit dir leg ich mich hin
und erwarte den Moment, in dem dich der Schlaf übermannt.

Aus dem Polnischen von Bernhard Hartmann