Tom Schulz

deutsch

Ryszard Turczyn

polnisch

Alter Schulweg

I

die goldenen Birnen, herein geschraubt in die Fassung des
Abends, wie viele Wochen sah ich euch unreif, das Fleisch
gehörte den Wespen, später, Augustende

großer Sommer, der ewige Ferientag
es hörte nicht auf, die Sonne bildete Staub wir legten unsere
Lippen auf den Rhabarber flüsterten, bleib stehen, blödes Herz

im Innern des Leierkastens –
die Bahnen waren schartig von ledernem Grün das Wasser
wurde ausgewechselt, ein Lindenblatt verfärbte das
Schwimmbad



II

Augustende, in Körben trugen wir die Köpfe von Pilzen, unsere
Wäsche schimmerte bleich wenn wir uns hinter Bäumen
auszogen mutierten die Mädchen zu einer Blumenwiese

um die sich eine Hecke schloss, so weht der Wind von der
Seite, das Sentiment unterspült die rissigen Kunststeinplatten
die Einfassung zu den Beeten hebt sich

ein Stück - ich kann die Kraftwerkswolke formen aus der Luft
nach all den Jahren den Kohlestaub, der auf die Fensterbretter
sank, Vater, der zweimal am Tag schlug

wie eine Kuckucksuhr, jemand schaute heraus, ein
Wachtmeister, verkleidet als scheues Waldvögelein, der stille
Portier führte Buch und abends schrieb der Mond

Berichte, todmüde der Sommer, die Katze
auf dem Hochhausdach, der Hund würde leben Menschen
verschwanden aus dem Mittelpunkt der Dinge

als die Planwagen fortgezogen waren einsilbig das Gras,
glänzend
wie grünes Blut

die nackten Füße liebkosen
die Büschel, dann fährt die Erinnerung vor eine abgedunkelte
Limousine 

© 2015 Hanser Berlin in der Carl Hanser Verlag GmbH & Co. KG, München
Aus: Lichtveränderung. Gedichte
München: Hanser Berlin, 2015
Audioproduktion: Goethe Institut, 2016

DAWNA DROGA DO SZKOŁY

I


złote gruszki-żarówki, wkręcone
w oprawkę wieczoru, ile to już
tygodni widziałem jeszcze niedojrzałe, miąższ
należał do pszczół, później, pod koniec sierpnia,
 
wielkie lato, wieczny dzień wakacji
nie chciał się skończyć, słońce tworzyło pył
kładliśmy wargi na rabarbarze
szeptaliśmy, zatrzymaj się, głupie serce
 
we wnętrzu katarynki –
orbity wyszczerbione skórzastą zielenią
zmieniono wodę, lipowy liść
zabarwił basen
 
II


Koniec sierpnia, nosiliśmy w koszach głowy
grzybów, nasza bielizna prześwitywała blado
kiedy rozbieraliśmy się za drzewami
a dziewczęta zmieniały się w kwiecistą łąkę  
 
wokół której zamykał się żywopłot, tak wieje
wiatr z boku, sentyment
podmywa spękane płyty ze sztucznego kamienia
obramowanie rabat unosi się
   
 
odrobinę – mogę uformować chmurę z elektrowni
z tego powietrza po tych wszystki latach
węglowego pyłu, który opadł na
parapety, ojca, który dwa razy dziennie spuszczał lanie
 
regularny jak zegar z kukułką, ktoś wtedy  
wyglądał, wachmistrz, przebrany za
płochliwego wodnego ptaka, cichy portier
prowadził księgę a wieczorami księżyc pisał   
 
raporty, śmiertelnie zmęczone lato, kot
na dachu wieżowca, pies by przeżył
ludzie znikali z jądra
rzeczy
 
kiedy odeszły spychacze
monosylabowość traw, błyszcząca
jak zielona krew
 
nagie stopy pieszczą
kępki, potem zajeżdża wspomnienie
limuzyna z zaciemnionymi szybami

Przekład: Ryszard Turczyn